Seria Spy
- SERIA ZAMKNIĘTA
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
murdermile
Gość
|
Wysłany: Sob 13:30, 14 Kwi 2007 Temat postu: Zgłoszenie. |
|
|
Jak sama nazwa tematu mówi, chciałabym się zgłosić.
Miano: Laraine Narett
Aktorka użyczająca wizerunku: Sophia Myles
Wiek: 18
Próbka twórczości: [link widoczny dla zalogowanych], [link widoczny dla zalogowanych]. Mało, bo mało - ostatnio skasowałam wszystkie stare blogi, i, można by powiedzieć, rozpoczynam całe to pisarskie życie od nowa. Także, jeśli będzie trzeba, napiszę coś jeszcze dodatkowo.
Kontakt: gg - 2468482; mail - [link widoczny dla zalogowanych]
O bohaterce słów kilka:
Laraine wychowała się w surowej, chrześcijańskiej rodzinie, która od dziecka wpajała jej pojęcie dyscypliny, a jednocześnie zmuszała do częstych modlitw oraz uczestniczenia we wszelkich uroczystościach katolickich. Młoda dziewczyna, wobec wszechobecnych nakazów i zakazów, buntuje się, odrzuca Boga i rozpoczyna życie na własną rękę. Skryta, zimna i nieczuła - nie okazuje uczuć, często jej zachowanie jest fałszywe, okazuje się zaledwie przykrywką, potrzebną do osiągnięcia celu. Gdy takowy sobie postawi, dąży do niego uparcie, nie zwracając uwagi na ponoszone koszty - nie poddaje się, nawet gdy działanie z góry skazane jest na porażkę, ona wciąż brnie dalej. Introwertyczka, nie opowiada o sobie - woli słuchać, niż mówić. W głębi duszy ma wiele ciekawych przemyśleń dotyczących życia i śmierci, kontrowersyjnych i oryginalnych, którymi nie dzieli się z nikim. Nie otwiera serca przed ludźmi, w obawie przed zranieniem - w odruchu obronnym potrafi ugodzić boleśnie, w najczulszy, najsłabszy punkt.
I to by było na razie na tyle. Hope you'll enjoy. ^^
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Amy
Dołączył: 10 Kwi 2007
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 14:32, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Czy ty nie pisałaś w PSB?
Ładnie, po za tym mi się podoba jak piszesz^^
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blood
Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 343
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 14:35, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Ja tam jestem za
|
|
Powrót do góry |
|
|
murdermile
Gość
|
Wysłany: Sob 14:39, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
A i owszem, pisałam, ale już nie piszę. Koniec.
Nie zaklimatyzowałam się tam, co tu dużo mówić. Chociaż żal mi Martynki..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amy
Dołączył: 10 Kwi 2007
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 14:39, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
czegoo?
Szkoda że się nie zaklimatyzowałaś^^
|
|
Powrót do góry |
|
|
murdermile
Gość
|
Wysłany: Sob 14:50, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Martynki, Marleny A. To w sumie dzięki niej tam trafiłam.
No szkoda, ale jakoś tak.. nie potrafię racjonalnie tego wytłumaczyć. Po prostu nie czułam atmosfery. I za dużo tego wszystkiego tam dla mnie było.
Ponadto nie umiem pisać zbytnio rozpieszczonego, bogatego osobnika, moje postacie zawsze muszą mieć coś dobrego i oryginalnego w sobie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Klinka
Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 14:55, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Nautraqlna z przechyleniem na nie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
murdermile
Gość
|
Wysłany: Sob 15:02, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Można by wiedzieć, dlaczego nie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
LM
Dołączył: 26 Mar 2007
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 15:26, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Ja na tak, ale chciałabym zobaczyć coś więcej )
|
|
Powrót do góry |
|
|
Klinka
Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 15:28, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Właśnie ja też.
Po za tym: z PRZECHYLENIEM
nie napiałam ,że na nie
Jak coś dodasz to będe na tak
|
|
Powrót do góry |
|
|
LidUsh
Dołączył: 02 Kwi 2007
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Z domu nad jeziorem^^
|
Wysłany: Sob 17:38, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Jak dla mnie może być
|
|
Powrót do góry |
|
|
murdermile
Gość
|
Wysłany: Sob 18:11, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
No cóż, mam na komputerze wiele krótszych opowiadań, więc mogę dodać coś z nich. Chyba że wymagacie gotowej już notki na Laraine, ale wtedy prędzej niż jutro na pewno się nie wyrobię. ^^
|
|
Powrót do góry |
|
|
LM
Dołączył: 26 Mar 2007
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 19:10, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Nie, daj co masz
|
|
Powrót do góry |
|
|
murdermile
Gość
|
Wysłany: Sob 19:33, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Dobrze.
Fiołki na parapecie.
Jego plecy też są obrazem. Gdy wpatrzę się uważnie, widzę burą kanapę i piec kaflowy sięgający sufitu. Poobtłukiwany, przyczerniony, przechylony lekko w jedną stronę – przypomina żywą istotę, która zdążyła już na wszystko zobojętnieć i czeka tylko na kurtuazyjne klask, klask i szelest opadającej kurtyny.
– Piec-stoik – powiedziałby, gdybym go zapytała. Ale nie zapytam, bo boję się, że błahym słowem spłoszę ten ulotny nastrój, który przysiadł na jego rzęsach. Szkoda mi tego nastroju, tej aury, tego płomyczka. Poza tym nie powinnam zmieniać układu ust – chyba żaden malarz nie przepada za przesadną gadatliwością modelki.
Jego plecy też są obrazem. Naprawdę! Czasem, gdy leży rozłożony na materacu i czyta dramaty Czechowa, wpadam w jego świat i głaszczę stół kuchenny przykryty ceratą. Przy stole kobieta; siwiejące włosy wchodzą jej do oczu, ale nie zwraca na nie najmniejszej uwagi. Kiedyś na pewno była ładna, wiem to, widzę po oczach. Może nawet wyobrażała sobie księcia z bajki? Pałac? Zaczarowany ogród?
Na stole butelka.
Pusta.
Znowu będzie zły...
Staram się siedzieć bez ruchu, ale to naprawdę bardzo trudne. Szczególnie, że każdy cień, każdy najmniejszy rozbłysk światła od razu odbija się na mojej twarzy. Jestem nienamalowalna, tak kiedyś powiedział i z całym spokojem odłożył pędzel na miejsce. Ale potem próbował jeszcze niejeden raz, jakby na przekór sobie, i prawdopodobnie nadal będzie próbował. Być może, choć bardzo w to wątpię, uda mu się wreszcie schwytać w płótno moje rysy.
Czasami jest mu bardzo źle, wiem o tym, chociaż o tym nie mówi. Tylko raz, dawno temu, opowiedział wszystko i bezwiednie przywiązał mnie do siebie. Gdyby zdawał sobie z tego sprawę, to prawdopodobnie już jutro zamiast materaca i stosu książek, zastałabym nagą, strychową podłogę. Zniknęłyby też wszystkie sztalugi, a przede wszystkim życie, które niemal bez przerwy przelewa w swoje szkice. Tak sobie myślę, że to trochę niebezpieczny proceder. Może jestem przewrażliwiona i przeczytałam o jedną książkę za dużo, ale wydaje mi się, że życia nie powinno się tak po prostu wkładać do teczki. To znaczy móc-można, ale prędzej czy później spadną zimne krople konsekwencji i na śmiałku nie pozostanie ani jedna sucha nitka.
Oby później niż prędzej. Nie chcę, żeby rozwiał się gdzieś w przestrzeni tylko dlatego, że moja wyobraźnia jest równie nieokiełznana, co rysy twarzy. Zresztą pewnie jak zwykle przesadzam. Co w tym dziwnego, że ma talent? I czy to dziwne, że chce go rozwijać? W końcu po to właśnie zdał na ASP i zamieszkał na stryszku, który w moich myślach rozmywa się w jakiś mistyczny bezczas. Dość tego! Wpadam w jakieś błędne koło...
Jego plecy są obrazem najdoskonalszym ze wszystkich, chociaż on sam nie miał na to żadnego wpływu. Widzę niewielki pokój i dwóch chłopców, z których jeden przyciska dłonie do uszu, żeby skupić się na czytanej lekturze. Niedługo krucha samokontrola, którą wysiłkiem woli zdołał wypracować, pęknie, zupełnie tak samo, jak chwilę wcześniej pusta butelka rozorana kantem stołu. Słyszę ten nieustanny warkot myśli. Zlewają się w jedną, potężną smugę czerwonej farby. Drugi chłopiec schował się pod tapczan, chociaż dawno już przestał wierzyć, że to twierdza pełna walecznych rycerzy. Tylko smok. Oj tak. Smok nie stracił nic ze swojej realności.
- Jesteś zmęczona? Może zrobimy przerwę? – pyta, niecierpliwym gestem tarmosząc czuprynę. Przecząco kiwam głową, przecież widzę, że wcale nie chce przerywać. Pewnie znalazł jakąś nieznaną ścieżkę i myśli tylko o tym, żeby sprawdzić, dokąd może dzięki niej zawędrować. Nie będę mu przeszkadzać, nie miałabym sumienia. Wytrzymam jeszcze trochę.
Jego plecy... czy ja przypadkiem nie staję się monotematyczna? Nawet znajomi mają mi już za złe, że zbyt dużo czasu poświęcam jednemu człowiekowi. Ostrzegają: dziewczyno, uzależniasz się! I to od kogo? Przecież to nieżyciowy artysta o pokiereszowanym życiorysie. Bóg jeden wie o czym myśli i czy w ogóle jest w stanie normalnie funkcjonować w grupie. Nigdzie nie wychodzi, nie ma przyjaciół, ciągle tylko siedzi nad tymi swoimi rysunkami i buja w obłokach. Naprawdę chcesz się poświęcić dla kogoś takiego?
Nie umiem patrzeć w tych kategoriach. Poświęcenie, litość, współczucie... Jakie to okropne słowa! A ja przecież chcę tylko wąchać fiołki, które starsza kobieta włożyła do wazonu i postawiła na parapecie, żeby mieć swój prywatny kawałek magicznego ogrodu. Chcę szukać w jego oczach jej oczu, chcę wiedzieć o czym marzył ten chłopiec, który z taką zaciekłością oddawał się lekturze, od czasu do czasu zerkając z niepokojem na młodszego brata. Chcę zamienić wszystko w obraz, chociaż nie umiem utrzymać w dłoni pędzla. Czy to taka wielka zbrodnia?
Tak, to przede wszystkim ciekawość. Nie mogę się dłużej oszukiwać. Ale przecież nie jestem z kamienia i nie umiem być jedynie biernym obserwatorem! Dlatego przychodzę codziennie, robię kanapki i wstawiam wodę na herbatę. Wiem, że wcześniej radził sobie jakoś beze mnie, ale w głębi duszy trudno mi w to uwierzyć. Chyba faktycznie się uzależniłam i w tej chwili nie jestem już w stanie oderwać się od niego i jego życia. Jestem jak bluszcz – dzięki mnie nie jest narażony na ataki wichrów, ale za to musi się dzielić solami mineralnymi, energią i słońcem.
Jego plecy są jak obraz, który wpadł w niełaskę artysty. Sine pasy tworzą kratę, otwór gębowy obtłuczonego pieca-stoika. Na podłodze czernieje podłużna plama pogrzebacza – jakaś ręka upuściła go w tym właśnie miejscu, a potem chwyciła kurtkę i przy akompaniamencie skrzypu schodów zniknęła na podwórzu. Kobieta trzyma się kurczowo krańca zasłony, widocznie na chwilę skamieniała z przerażenia. Ktoś obejmuje ją mocno, z całej siły, chociaż sam czuje serce w gardle i ma wielką ochotę zamienić się w staroświecką cukiernicę, żeby nie widzieć i nie czuć. Przede wszystkim nie czuć.
Pamiętam go z plecakiem i zagubieniem, które oklejało go szczelniej niż jesienna mgła. Było bardzo zimno. Tylko mnie znał w tym mieście, więc wyszłam na dworzec, żeby go odebrać i ulokować w jakimś w miarę wygodnym, a przede wszystkim tanim, przybytku. Chyba to właśnie wtedy zaczarował mnie na dobre, chociaż sama nie bardzo umiem wyjaśnić z jakiego powodu. Przecież widziałam go już wcześniej, rozmawiałam z nim, ba, śpiewaliśmy nawet wspólnie rosyjskie piosenki przy akompaniamencie rozstrojonego akordeonu! Ale dopiero na paskudnym dworcu, w paskudną, jesienną pluchę, natrafiłam wreszcie na właściwy odcień. To pewne, że taka chwila trafia się tylko raz w życiu.
Jestem zmęczona, kark mi drętwieje. Nie nadaję się jednak na modelkę, zbyt szybko się denerwuję i nie mogę długo usiedzieć w jednym miejscu. Napiłabym się herbaty, jemu zresztą tez przydałby się odpoczynek, bo pracuje od rana. Jutro sobota, przynajmniej nie trzeba się nigdzie śpieszyć.
- Kończysz? – odzywam się nareszcie, chociaż jeszcze nie zmieniam pozy, w której tkwię od dłuższego czasu.
- Jednak jesteś nienamalowalna – wzdycha, a ja uśmiecham się filuternie i z wielką ulgą zrywam się z krzesła. Nie przeszkadza mi, że zmarnowałam kilka godzin. A może zresztą wcale ich nie zmarnowałam?
Jego plecy, to obraz. Prawdziwy majstersztyk. Kobieta starannie pakuje chleb i przygotowuje jabłka, które dostała od sąsiadki za pomoc przy doglądaniu dziecka. Będzie na drogę, przecież to tak daleko!
Nie tak daleko, mamo.
Nie martw się.
Skończę studia i wrócę.
Zobaczysz.
Wróci, nie wątpiłam w to ani przez chwilę. A wtedy ja zostanę bez swojego drugiego życia, bez czarodziejskiego ogrodu, bez...
...nie! Nie będę o tym teraz myśleć! Jestem przecież nienamalowalna, może nawet nie istnieję naprawdę? Wcale bym się nie zdziwiła, w końcu czasem patrzy na mnie tak, jakby mnie wcale nie widział. Pewnie dlatego nie może namalować mojego portretu, chociaż tak bardzo się stara. Gdyby zapytał – a nie zapyta, bo to pytanie nie ma przecież racji bytu – to odpowiedziałabym, że wcale nie potrzebuję ogrodów i książąt z bajki, a już zupełnie nie obchodzi mnie, że buja w obłokach i jest nieżyciowym artystą.
Wystarczą mi fiołki. Bukiet fiołków na parapecie.
Tymczasowość.
Uniosła rękę. Ból wciąż pulsował jej w skroni, ale i tak było już trochę lepiej. Wiśnia podeszła do lustra i obejrzała się krytycznie. Nic nadzwyczajnego. Taka sama, jak zwykle. Trochę za wysoka, miejscami za chuda, doskwierający brak ubiuścienia. Jeszcze raz zerknęła za swoje odbicie, po czym chwyciła płaszcz z poręczy fotela i wyszła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Ulica, żywa, pochłonęła ją momentalnie. Kolorowe kapelusze, rozwiane płaszcze, kwiaty ulatujące z wiatrem. Wiosna się zbliża, pomyślała. A to oznacza kolejne zmiany.
Nie lubiła zmian. Były złe, groźne i drapieżne. Kiedy już dopadły człowieka, to mąciły mu w głowie i nie chciały się ustatkować. Zmiany są złe, mówiła mama. Na przykład zmiana, kiedy miała sześć lat. Tatuś na dom. Wolała tatusia, ale zmiany nie dają człowiekowi wyboru. Mamusia też wyboru nigdy nie dawała. To przedszkole, ta szkoła, ta lalka. I baw się dziecko, żyj. A ona nigdy nie umiała żyć. Nikt jej tego nie nauczył. Nie miał kto.
Dlatego teraz szła ulicami Torunia i rozglądała się na boki, za siebie, na wystawy sklepowe. I szła. Przystanęła dopiero, gdy poczuła muśnięcie czyjejś ręki na dłoni. Przechodzień - nie on był ważny. Bardziej zainteresowała ją kawiarnia, której wcześniej po prostu nie zauważała. Przechodziła ją i szła dalej. Teraz jednak pewnie ruszyła w stronę ciemnych, drewnianych drzwi. Po chwili wahania nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Od progu uderzył ją zapach świeżo mielonej kawy. Był tak intensywny, że przez moment stała w miejscu, próbując opanować odruch zatykania nosa. W końcu wyszła z cienia i podeszła do lady, znajdującej się naprzeciwko wejścia.
- Dzień dobry - przywitała ją malutka kobieta, napełniając ręcznie malowane filiżanki. - Mogę w czymś pomóc? Może kawka amazońska? Z dodatkiem egzotycznego likieru? A może jednak marokańska..?
- Nie, dziękuję - odparła Wiśnia, w dalszym ciągu rozkojarzona. - Ja tylko zwiedzam.
Noc.
Wiśnia się uczyła. A przynajmniej próbowała. Oczywiście nie miała odwagi przyznać się sama przed sobą, że tak naprawdę po prostu nieudolnie udawała. W tej chwili wszystkie jej myśli pochłonęły perypetie bohaterki "Dumy i uprzedzenia", którą to książkę postanowiła przeczytać zaraz po obejrzeniu filmu.
Co około dwadzieścia minut zerkała niespokojnie w stronę biurka zawalonego podręcznikami i w końcu nie wytrzymała. Odłożyła lekturę na półkę i wstała.
Kot Wiśni, Roger, podniósł jedno ucho, gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi wejściowych. Co za tchórz, pomyślał i wrócił do czyszczenia wibrysów.
Ogród, jak górnolotnie nazywano kawałek trawnika przed kamienicą, pogrążony był już w ciemnościach. Liście jedynego drzewa w okolicy szumiały jednostajnie. Wiśnia z braku innych możliwości podeszła do starego dębu, oparła nogę na kikucie odciętej gałęzi i schwyciła górne konary rękami. Podciągnęła się i usiadła na rozwidleniu. Kiedy próbowała położyć się tak, by móc wpatrywać się w niebo, przypadkiem zsunęła się, ale lata ćwiczeń robiły swoje.
Nie ma czegoś takiego, jak alternatywny świat, zaśmiała się w duchu. Aktualnie wisiała do góry nogami, zaczepiona stopami o dwa konary i podziwiała podwórze. W końcu, po jakimś kwadransie, dźwignęła się i zeskoczyła z gałęzi.
Tak jak się spodziewała, pod drzwiami czekał jej Roger. Zasunęła zamek w drzwiach i poszła do pokoju, po drodze przerzucając sobie kota przez ramię. Na miejscu rzuciła zwierzę w kierunku łóżka, zgasiła światło i rozebrała się.
Kiedy tylko jej głowa dotknęła olbrzymiej poduszki z wyprzedaży w IKEI, poczuła, jak kot wędruje wzdłuż łóżka, by położyć się na poduszce obok jej twarzy. Po chwili usłyszała głośne mruczenie - nie mogła oczekiwać, by po trzynastu latach kot zmienił swoje przyzwyczajenia. Po prostu nakryła go kołdrą po kark i przestała nań zwracać uwagę. Wróciła do przerwanych rozmyślań z drzewa.
- Nie ma czegoś takiego, jak alternatywny świat - rzuciła w ciszę. - Jest tylko to, co możesz zobaczyć, wisząc do góry nogami, stojąc w ciemnościach, albo wpatrując się w lutro. Ale prawdę możesz dostrzec jedynie w oczach drugiej osoby.
Roger i Wiśnia patrzyli sobie w oczy, dopóki oboje nie zasnęli. Śnili o drzewach i gwiazdach.
Sowa.
W ciszy nocy pobrzmiewało jedynie jednostajne buczenie komputera. Lena, która jak zwykle obudziła się około trzeciej nad ranem, by zrobić sobie kakaa, zajrzała do pokoju Wiśni.
- Wisienka, ty ciągle na chodzie? - jęknęła, przecierając lewe oko. Stworzenie zalegające przed komputerem mruknęło coś w odpowiedzi i wróciło do studiowania stron internetowych. Lena odwróciła się na pięcie i poszła zagrzać mleka. W końcu - czymże jest zimne kakao wobec gorącego? Zaledwie namiastką. Sam rytuał korzeniami sięgał jeszcze jej
dzieciństwa. Zawsze, kiedy nie mogła spać, tato robił jej taką czekoladę. I siedział przy łóżku, dopóki nie usnęła.
Przysiadła na brzegu fotela w kącie kuchni i siorbała powoli. Parę minut później usłyszała ciche tąpnięcia. Zaraz za odgłosem pojawiła się sama Wiśnia. Przeciągnęła się na progu i potargała krótkie, rude włosy.
- Lenuś, mlekopijco, utrzymujesz krowy tego świata - wyszczerzyła się, stawiając na palnik czajnik z wodą.
- A co powiesz o plantatorach ziaren kakaowych? - zaśmiała się Lena i dopiła resztkę napoju. - Nie wiem jak ty, nocny marku, ale ja wracam spać.
Z tymi słowy wstała, minęła Wiśnię i ruszyła w stronę ciemnego korytarza. Wiśnia patrzyła, jak Lena zamyka drzwi do swojego pokoju i gasi światło. Kiedy woda zawrzała, zalała torebkę z herbatą i wróciła przed ekran. On jeszcze tam był. W prawym dolnym rogu migało żółte światełko wiadomości. Nigdy się na nim nie zawiodła. Otworzyła ICQ.
"Gdzież jesteś, kobieto moich snów?", przeczytała i uśmiechnęła się. Dobry dowcip, Panie J., dobry dowcip...
Jak to jest, pomyślała, że internet jest tak popularny? Czy to dlatego, że możesz poczuć kogoś obok siebie, mimo że jest na drugim końcu świata? A może powiedzieć tej osobie wszystko bez prawie żadnych konsekwencji? A ten program był o tyle niezwykły, że ekran podczas rozmowy podzielony był na dwoje. Po połowie dla każdego. Pozwalał też na śledzenie samego procesu pisania, więc nie można było wycofać tego, co już się napisało.
"Jesteś, moja śliczna?", wyrwał ją z zamyślenia.
~~~
Lenę obudziło światło sączące się przez okno i padające wprost na jej twarz. Spojrzała na zegarek. Dziewiąta. Odrzuciła kołdrę, przypadkowo zrzucając kota na podłogę. Jeśli on tutaj był, to znaczy, że Wiśni nie było tam, gdzie być powinna, czyli w łóżku. Znowu. Lena postawiła wodę na gaz i poszła sprawdzić, czy jej współlokatorka ma jeszcze puls.
Zastała Wiśnię przegiętą przez poręcz fotela, z głową ułożoną obok klawiatury i dłonią zaciśnięta na myszce. Wzięła koc, wciśnięty gdzieś w kąt i okryła Wiśnię. Wtedy jej wzrok przykuł migający żółty kwadracik. Zwalczając sumienie delikatnie zdjęła palce śpiącej z myszy i kliknęła na wiadomość.
JohnatanUK: For You I could even live in this fucking country called Poland.*
*Dla Ciebie zamieszkałbym nawet w tej pieprzonej Polsce.
Wystarczy?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Santa
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Małopolska.
|
Wysłany: Sob 19:48, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Jak dla mnie to swietnie ale tu głos większosci zadecyduje
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|