Seria Spy
- SERIA ZAMKNIĘTA
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Zuś
Gość
|
Wysłany: Nie 20:27, 23 Gru 2007 Temat postu: Nóż, widelec. |
|
|
Chcesz pisać we właśnie tej serii?
Chcesz się zgłosić?
Przemyślałeś tę decyzję kilkakrotnie?
Na pewno?
Autorzy w SPY powinni być gotowi na pisanie pamiętników i udzielanie się na forum, nie potrzebujemy osób, które zgłoszone odwiedzają forum raz na miesiąc bądź dłużej. Dlatego chcemy abyście się upewnili i spojrzeli w przyszłość - czy odejdziesz po tygodniu? Miesiącu? - Tak?
Tak
Witam ponownie
*7507267
*coffee.cinnamon@op.pl
* Melissa van Wilvert
* prawdopodobnie Sarah Paxton
* Niemka. Cukierkowa blondynka, choć o trochę mniej plastikowym charakterze. Z huśtawkami nastrojów, może śmiać się jak szalona, a za chwilę bez powodu płakać. Mało dojrzała, nie słucha żadnych opini na swój temat, twierdząc że sama wie co dla niej najlepsze. Malarka.
* Jaka Zusia każdy wie
* bezradnie.blog.onet.pl ; our-protect.blog.onet.pl ; poranny-zgielk.blog.onet.pl ; należę ogłnie do 4 serii lecz ostatnia z nich jest całkiem nowa.
Obiecaj mi wszystko. Chce dostać w prezencie cały Twój świat. Ba, nie tylko Twój. Chce mieć wszystko co tylko możliwe. Czy mógłbyś dać mi siebie? Jesteś w stanie aż tak się poświęcić? Nie interesuje mnie kariera, sława, pieniądze. Potrzebuję tylko odrobiny miłości, jest ona dla mnie jak powietrze, bez którego nie mogę oddychać. Pytasz, czy zrozumiem gdy odejdziesz? Oczywiście. Nie rozumiem tylko po co kłamiesz. Bo kłamiesz, prawda? Mówisz, że kochasz a potem opuszczasz bez słowa.
„Listopad był jej ulubionym miesiącem. Uwielbiała godzinami siedzieć w oknie, na strychu, wpatrywać się w liście opadające leniwie ze starych drzew. Zapytasz - „Jak to, lubiła jesień?”. I owszem, wręcz uwielbiała.
Nie zrozumiesz. Poczujesz niedosyt i postanowisz dociec czemu; „Ale przecież jest młoda ! Powinna cieszyć się kiedy jest lato i szaleć ze znajomymi w blasku słońca”. Szaleć ze znajomymi? O nie, to nie jej działka. Ona woli siedzieć samotnie w domu, zaczytując się w łzawych romansach i płakać, płakać nad losem ich bohaterów. Czasami sama pisze. To znaczy próbuje. Wiersze wychodzą jej nie tak jakby chciała, ale gdzieś musi spisać swoje myśli. I dlatego kocha listopad. Bo wtedy nachodzi ją wena, świat zmienia się tak, że kartka papieru aż prosi o napisanie wszystkiego co kłębi się w jej młodej główce.
I nie żałuje. Nie marudzi sama sobie, że nie ma przyjaciół, że żyje we własnym, wyimaginowanym świecie. Wtedy zapomina, że sobie nie radzi, że zawsze zostaje odtrącona. To jedyny okres kiedy potrafi odpędzić od siebie te słowa. I nie zadręcza się widząc szczęśliwych nastolatków podążających na imprezy. Oni piją, kochają się, są szczęśliwi. Ona pisze, płacze, nigdy nie poznała smaku prawdziwego szczęścia. A tak bardzo chciała. Chciałaby się zakochać, poczuć te motylki w brzuchu. Pragnie aby świat w końcu wydawał jej się kolorowy, tętniący energią. Chce aby ktoś się nią zaopiekował, zawsze był przy niej wtedy kiedy już ma dość...”
I znowu piszę o sobie.
- Co za bzdury. – warknęła niezadowolona, przeklinając w myśli samą siebie. Odczytała jeszcze raz ostatnie zdanie, po czym pokręciła przecząco głową i zgniotła łapczywie papier. Rzucona w głąb przytulnego pokoju kula potoczyła się aż do łóżka.
Wiedziała, że w takim stanie nic nie napisze. Czuła, że każda jej bohaterka jest kopią jej samej. Nie chciała pisać o sobie, a mimo woli robiła to za każdym razem kiedy próbowała przelać na papier swoje wypociny.
Opadła ze zrezygnowaną miną na wielkie łóżko z baldachimem. Czuła jakby to falbaniaste pomieszczenie kurczyło się, a ona miała zostać zmiażdżona na kwaśne jabłko przez jego błękitne ściany. Dusiła się tu. Nie mogła czuć się swobodnie, miała wrażenie że ktoś ciągle ją obserwuje, kontroluje każdy jej ruch. I nie myliła się.
Puściła cichutko Mozzarta. Muzyka poważna zawsze ją uspokajała i napawała chęcią życia. Ciche skrzypcowe nuty przenikają przez jej duszę a wtedy wszystko wydaję się idealne, zdaje jej się, że może zrobić ze swoim życiem co tylko zechce. Nie dano jej jednak długo cieszyć się melodią samotności.
- Sonja ! Nie uwierzysz. – trajkotała rozbawiona matka dziewczyny, odkąd tylko przekroczyła próg jej królestwa. – Jaki piękny ten Twój nowy pokój. – rozmarzyła się, rozglądając. Córka spojrzała na nią wyczekująco.
- Ach, tak, przepraszam, już Ci mówię. Idziemy dziś na kolację do „Diademu”. – usiadła koło Sonji, uprzednio wygładzając kwiecistą narzutę. - Uwierzysz? To ta sama luksusowa knajpa w której przed laty śpiewała Marlyn Monroe. Czyż Robert nie jest czarujący, że nas tam zaprasza? – ciągnęła swoje cudowne plany na wieczór.
Blondynka zgarnęła swoje długie włosy do tyłu i zmarszczyła brwi. Jej zdaniem Robert wcale nie był cudowny. Uważała go za płytkiego bogacza, chcącego przekupić ją i jej siostrę drogimi prezentami. Sonja nie dawała się nigdy takim podstępom, nie cechowała jej naiwność. W przeciwności do Wendy, starszej córki pani Bundchen. Zawsze bardzo się różniły z Sonją, lecz teraz ta pierwsza zmieniła się gruntownie. Ubóstwiała pana Jenkinsa tylko dlatego że dawał jej kasę na markowe ciuchy i kosmetyki, a gdy wychodziła imprezować na całą noc, nic nie mówił jej matce. Dla Wendy życie było proste i urozmaicone dzięki kasie jej „nowego ojca”. Życie Sonji od pewnego czasu było pełne przepychu – ta mimo wszystko nie dała się zwieść i zachowała swoje dawne przekonania. W chwilach słabości, przeraźliwie pragnęła być taka jak Wendy. Szybko jej przechodziło, bo przypominała sobie czego naprawdę pragnie.
On wszystko zepsuł. Czy nie widział, że dobrze nam było, we trzy w tym dwupokojowym mały mieszkanku? Że nie chcemy aby się wtrącał i nagle przewracał na życie do góry nogami?
***
- Boże, jak ja bym chciała mieć Twoje ciało. – mówiła z podziwem Wendy Bundchen. Szykowała się do kolejnej całonocnej eskapady do wszystkich najlepszych klubów w Lille. Jak ostatnio opowiadała Sonji, poznała „nowych fantastycznych ludzi, którzy naprawdę wiedzą jak się bawić”.
Weź je sobie, nie zależy mi żeby być zgrabną. – zaśmiała się młodsza.
Taka była prawda – ona nigdy nie dbała za bardzo o swoją figurę. Miała to co dała jej natura, nie ćwiczyła, jadła co popadnie. Nie interesowały ją nowości w dziedzinie „dieta” o których tak chętnie czytała Wendy w Cosmopolitanie.
Kiedy tak mówisz mam ochotę zasadzić Ci porządnego kopa. – odpowiedziała przesadnie gestykulując. – Grzeszysz. – dodała i wykonała ostatnie pociągnięcie błyszczykiem. Cmoknęła do siostry.
Jak wyglądam? – zapytała retorycznie.
Świetnie. – odparła dziewczyna, nawet nie patrząc na mizdrzącą się do lustra.
Życz mi dobrej zabawy. A, i pamiętaj. Gdyby mama pytała to uczę się z Tanią u niej w domu. Na razie. – powiedziała na odchodne i wyszła tak szybko jak się zjawiła.
Z pamiętnika Sonji Bundchen. Niedziela, 27.08.
Czy ja jestem gruba? Chyba tak. Nie wiem czemu Wendy tak zachwyca się moim ciałem. Jestem gruba. Boże, co za uda. Zaraz schowam lustro do szafy, bo dłużej nie zniosę tego widoku. Muszę zacząć czytać Cosmo i inne pierdoły, zacząć ćwiczyć i liczyć kalorie. Niedługo zamienię się w pudding, budyń albo inne oślizgłe ohydztwo.
Dosyć tego. Od dziś będę jak Wendy.
Wciągnęła swoje ulubione obdarte jeansy, które znosiła już od 2 lat. Zakładała je codziennie, póki nie były już tak brudne, że matka siłą wyrywała jej je z rąk. Nie malowała się. Nie miała na to czasu, ochoty.
Bo po co mam się malować? I tak jestem gruba i brzydka.
Założyła duże ciemne okulary i wyszła z domu. Nikogo już w nim nie było, więc mogła spokojnie ubrać ulubione szpilki jej mamy bez wiedzy osób trzecich.
Słońce świeciło tak mocno, jakby Ziemia bardzo go rozzłościła a ono chciało ją rozpalić do czerwoności.
Super, jak zwykle się popisałaś. To doprawdy genialny pomysł aby ubrać długie spodnie w taki upalny dzień.
Lecz skąd niby miała wiedzieć jaka jest pogoda? Nie wychodziła z domu od czterech dni, a ostatni raz kiedy była na świeżym powietrzu padał deszcz i panowała ogólna plucha.
Planowała iść do szkoły. Była nowa na osiedlu, nie znała nikogo, a zgodnie z nowym postanowieniem miała odmienić całe swoje życie. Nie chciała dłużej bać się ludzi, krępować każdym spojrzeniem ze strony przedstawiciela płci przeciwnej. Mogłaby chociaż spróbować jak to jest być popularną i lubianą. Zawsze przecież można się wycofać...
Wiara w siebie, czasem czyni cuda.
Pewny krok, to przede wszystkim. Będzie dobrze.
Przepraszam, Ty chyba mieszkasz w tym domu, prawda? – usłyszała za sobą niski, męski głos.
Odwróciła się na pięcie. Nie czuła już kolan. Zmiękły jej jak wata, stała z otwartymi ustami wpatrując się w stojącego przed nią chłopaka.
Boże dziewczyno, opanuj się. Wendy się tak nie zachowuje.
Nie. – odpowiedziała.
Co Ty gadasz?!
To znaczy tak. – dodała pośpiesznie, zakładając włosy za uszy. – Od niedawna, jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tej myśli.
Derek. – przedstawił się z uśmiechem, podając jej olbrzymią rękę.
Czy wszyscy chłopacy mają takie wielkie łapy?
Ja... Sonja. – uścisnęła jego dłoń. – Skądś Cię kojarzę. Jesteś moim sąsiadem prawda?
Kiwnął głową.
Pytałem, czy tam mieszkasz, bo z pokoju na piętrze często słyszę Mozzarta. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej sąsiadki, myślałem że raczej, w sensie po muzyce... zdawało mi się... że będzie to ktoś starszy i... brzydszy... – zaplątał się w słowach. Spojrzał na Sonję błagalnie.
Komplement? Jak to potraktować? Co on w ogóle gada?
Nie wiedziała co powiedzieć, jak się zachować. Przecież nigdy z nimi nie gadała, z chłopakami. Skąd ma wiedzieć jak ma odczytać ich intencje, słowa?
Więc masz przed sobą żywy przykład młodej osoby lubiącej muzykę poważną. To źle? – zapytała z żartobliwym uśmieszkiem.
Nie zrozum mnie źle. – próbował wybrnąć z klasą z całego zamieszania. – Po prostu jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny lubiącej Mozzarta. Wybacz. – uśmiechnął się i odszedł w stronę bujnego ogrodu; otaczającego dom.
Blondynka odprowadzała go wzrokiem. Czy to naprawdę takie dziwne że lubi klasykę? Jest może trochę bardziej dorosła niż inne dziewczyny w jej wieku, nie lubi też tej popularnej rombaniny którą puszczają na dyskotekach. Na dyskoteki właściwie też nie chodzi. Czy jest dziwaczką? Czy to że za hobby wybrała sobie pomoc innym jest grzechem?
Czekaj ! – krzyknęła za nim w nagłym przypływie odwagi. – Skąd wiesz, że to był Mozzart?
Jak to? – spytał zaskoczony, odwracając się do Sonji ponownie.
Mozzart. Rozpoznałeś, że to co puszczałam dziś rano to były jego utwory. – zauważyła bystro.
Derek przyglądał się jej niebieskim oczom bez słowa. Zdawało się, że słowa dziewczyny uderzyły w jego słaby punkt. Po chwili milczenia roześmiał się, kręcąc się niespokojnie w miejscu.
Sprytna dziewczynka. – wskazał na Sonję palcem.
Jej serce wypełniła melodia. Melodia szczęścia i zadowolenia.
Miłości i szczęścia.
Pamiętnik Sonji Amelii Bundchen, 27.08, 21:16
Muszę zadzwonić do Evelyn i zapytać co z tą zbiórką odzieży dla Domu Dziecka św. Iana. Zupełnie zapomniałam.
28.08.
Po raz pierwszy w tym roku pójdę do szkoły ze świadomością, że nowy rok może być całkiem niezły.
Widziałam się dziś z Derek’iem. Mimo moich przekonywać, nadal uparcie woli Beethovena od Mozzarta.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|